Co się dzieje z Konwencją o ochronie dzikiej przyrody europejskiej i ich siedlisk?
Łowienie ryb prądem jest nielegalne!
Polskie władze nie przestrzegają podpisanej i ratyfikowanej konwencji i próbują oszukać jej postanowienia i Radę Europy!
Krótka historia o polskich władcach, tłuczeniu ryb prądem, połowie zajęcy i ochronie wymarłych roślin
Polska podpisała Konwencję o ochronie gatunków dzikiej flory i fauny europejskiej oraz jej siedlisk i zgłosiła do niej zastrzeżenia, co zostało opublikowane w Dzienniku Ustaw Dz.U. Nr. 58/96, pozycja 264, z dnia 25.05.1996r.
Tekst konwencji jest sprzedawany jako załącznik, nie jest dostarczany razem z normalną prenumeratą Dziennika Ustaw, trzeba go zamówić osobno, dlatego jest niedostępny nawet w wielu porządnych bibliotekach. Zachciało mi się jednak go przeczytać i porównać z wersją angielską, jeśli tekst byłby dwujęzyczny. Tak też się stało i włosy mi stanęły dęba na głowie z osłupienia.
W skrócie: z polskiego tekstu wypadł cały rozdział dotyczący zabronionych metod łowienia ryb, w tym ukochanego przez naszych legalnych rybaków łowienia prądem, i na dodatek nie podobała mi się jakość przetłumaczenia tekstu dotyczącego używania sieci w łapaniu ssaków, a tak łowiło się u nas żywe zające. Na dodatek czy szanujące się państwo nie powinno porządnie tłumaczyć tekstów podpisywanych konwencji?
Napisałam o swoim odkryciu do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, z kopiami dla Ministerstwa Ochrony Środowiska, Sejmu i Senatu już w listopadzie 96 roku.
W marcu 97 dostałam odpowiedź z Ministerstwa Ochrony Środowiska, że mam rację, obowiązujący i oryginalny tekst jest angielski, tłumaczenie zostanie poprawione, a połów ryb prądem zakazany. Tylko się cieszyć, prawda?
W międzyczasie Sejm dokonał nowelizacji Prawa Łowieckiego, zezwalając na odłów żywych zajęcy sieciami na eksport (wedlug komentarza z mojego ulubionego "Komentarza do Dziennika Ustaw", wyd. Infor, by utrzymac wysoką pozycję Polski wsród eksporterów żywych zajęcy).
Potem, latem 1997 Minister Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej opublikowal
rozporządzenie w sprawie rybactwa śródlądowego, zezwalające na używanie
elektrycznych narzedzi połowowych (Dz.U. 60/97 poz.372 par.9.1.9), byle zgodnych
z normą branżową BN-74/9197-01.
(Później była powtórka
w nowej wersji z dnia 15.03.1999 (Dz.U. 38/99 poz.370 par.10.1 p.9), gdzie napisano
o zgodności urządzeń z Polskimi Normami lub normami branżowymi do obowiązkowego
stosowania. Obecnie (17.01.2001) Polskiej Normy nie ma, norma branżowa jest nie musi
być stosowana)
Kiedy zobaczyłam to rozporządzenie napisałam pismo zakończone radosnym stwierdzeniem "to jest burdel, a ja mam za to płacić" i wysłałam pod kilka adresów rządowych, a potem na internetową liste dyskusyjną greenspl@plearn.edu.pl, skad przechwycili sprawe dziennikarze z "Super Expressu", a poseł Radosław Gawlik chciał zrobić z tego interpelację. Jednak z powodu wyborów, do dziś nic nie zrobił, zresztą został wiceministrem w MOSZNiL, i chyba już nic pozytywnego nie zrobi.
Został skutecznie zdezaktywowany - nawet nie dostałam odpowiedzi na
moje przypomnienie.
Dopiero, kiedy wysłałam je "Zielonym Brygadom",
dowiedziałam się, że prowadziliśmy korespondencję na ten temat.
Hmmm...
We wrześniu 1997 Dariusz Olejniczak - reporter z "Super Expressu" ustalił, że w żadnym ministerstwie nie było tekstu Konwencji, a urzędnicy prosili o tydzień by zapoznać się ze sprawą. Urzędnik z Ministerstwa Ochrony Środowiska który kiedyś potwierdził mi moje wnioski był przekonany, że wszystko już dawno było wyprostowane.
Nie jestem tego pewna, bo już dwa tygodnie przed rozpętaniem głównej burzy
wysłałam mu krótki list ze stwierdzeniem, że z naszej pracy nic nie wyszło,
razem z tekstem ostatniego rozporządzenia. może go nie nie dostał?
Potem okazało się, że po prostu łgał w żywe oczy!
Przy okazji zbierania materiałów, reporter odwiedził oddział gdański Polskiego Związku Wędkarskiego, gdzie też nikt nie znał treści konwencji. Nawet zapraszano go na połów prądem w "celach badawczych". (Całość opublikowano w SE z dnia 02.09.97, pod tytułem "Ryby pod prąd".)
Z powodu wyborów do Sejmu i Senatu starzy adresaci już byli na wylocie, a nowych długo nie było. Na odpowiedź czekałam prawie 3 miesiące, a i tak szybciej, niż za pierwszym razem. Niech żyje Kodeks Postępowania Administracyjnego!
Według konstytucji i starej, i nowej, postanowienia ratyfikowanej konwencji międzynarodowej mają pierwszeństwo przed prawem polskim w przypadku konfliktowych zapisów.
A ja już przetłumaczyłam to wszystko na angielski i wysłałam do Rady Europy. Niech wiedzą z kim podpisują konwencje. Już wiedzą.
Przyjrzałam się we wrześniu 1997 zastrzeżeniom zgłoszonym przez Polske: liście roślin i zwierząt, które nie są zagrożone wyginięciem w naszym kraju i dlatego nie będą objęte ochroną. Rzeczywiście, żaden z wymienionych gatunków nie występował na liście gatunków prawnie chronionych w Polsce. Jednak, wiele z roślin, w wiekszośći mszaków i roślin wodnych było wymienionych w Polskiej Czerwonej Księdze Roślin i innej literaturze jako wymarłe lub prawie wymarłe.
Wielu z nich nawet nie mogłam zidentyfikowac, w żadnej z moich książek nie znałazłam ich nazwy łacińskiej, dlatego prosiłam znajomych botanikow, którzy mi pomogli z wiekszością brakujących gatunkow. A tych niezidentyfikowanych może już naprawde nie ma i dlatego nie są zagrożone w Polsce? Tak, jak na przykład płetwale błękitne?
Podobno niezagrożona w Polsce jest mała rybka słonecznica, według Atlasu Ryb, traktowana u nas jako chwast rybny. Czy ktoś wie więcej na jej temat?
Ciąg dalszy nastapił 04.11.97 - odpowiedź z Ministerstwa Ochrony Środowiska, w której ten sam urzędnik, co przedtem, potwierdził brak sprostowania "błędów" tłumaczenia i obiecał takie kombinacje prawno - techniczne, by można było dalej "czasowo elektronarkotyzować ryby" prądem ale bardziej zgodnie z konwencją - przygotowuje się nowy projekt, tym razem Polskiej Normy.
Brak publikacji sprostowania motywował modyfikacjami (uzupełnieniami) załącznikow. Wynika z tego, że ponieważ należy spodziewać się, że konwencja będzie modyfikowana i w przyszłości zgodnie z rozwojem sytuacji, to znaczy, że prawidłowego tłumaczenia nigdy nie należy się spodziewac. Według informacji z European Centre of Nature Conservation, ówczesny tekst (21.11.97), był ważny od 06.03.97. Przez ten czas opublikowano nie jeden inny przepis. Na przykład nowe rozporządzenie w sprawie wykonania przepisów ustawy o rybactwie śródlądowym, kolejny raz legalizujące połów ryb prądem.
VII Sejmik Instruktorów Płetwonurkowania LOK 16.11.97 wystosował w tej sprawie petycję do prezydenta. Podpisali się wszyscy obecni na sali, w tym Kierownik Wydzialu Szkolenia i Sportów Wodnych Biura Zarządu Głównego LOK, płk. rez. Marian Manikowski. Razem zebralismy 46 podpisow.
Organizatorzy Sejmiku opowiadali o przynajmniej jednym wypadku smiertelnego porażenia nurkującego i o wielu nurkowaniach zakonczonych w pospiechu z powodu nadciagających rybaków z agregatami.
Po zapoznaniu się z zawartością normy BN-74/9197-01, włosy stają na głowie:
Ładna "czasowa elektronarkoza"...To znaczy, że każdy, kto wejdzie do wody jest w niebezpieczeństwie. Sekcja zwłok wykaże atak serca. No i po co się pchał ze słabym sercem?
Później opowiadano mi też o wypadkach "ataków serca" u zwykłych pływaków w jeziorach na Mazurach.
Odpowiedziałam na list z ministerstwa, przy czym kopie dyskusji wysłałam znów do prezydenta, premiera i ministra spraw zagranicznych. I nic, oprócz kolejnych artykułów w kolejnych gazetach i czasopismach.
W listopadzie 1997 tekst konwencji był aktualizowany, ale zakaz połowu ryb śródlądowych prądem został nadal utrzymany.
W styczniu 1998 opowiedziano mi o pokazie konieczności łowienia ryb prądem zorganizowanym przez dzierżawcę jeziora Sudomie na Kaszubach dla pracowników - doktorantów studium ochrony środowiska na Wydziale Chemii Politechniki Gdańskiej.
A wiec, dzierżawca najpierw objechał jezioro z sieciami i prawie nic nie wyłowił. Potem objechał jezioro z agregatem i nazbierał dużo ryb, a ryby które zostawił ożyły i odpłynęły.
Dziewczyna, która mi o tym opowiadała była przekonana o prawidłowości stosownanych metod, ale po rozmowie ze mną zgodziła się, że to stanowi wyłącznie dowód na to, jak mało ryb jest w jeziorze i jak dużo ryb zostałoby nietkniętych przy połowach metodami tradycyjnymi. Także zgodziła się, że węgorze po porażeniu prądem zgniją na dnie. Prawdopodobnie dla potrzeb pokazu nie użyto pełnej mocy urządzen połowowych.
Moc prądu niezbędna do zabicia dużej ryby jest MNIEJSZA niż moc prądu potrzebna do zabicia małej ryby.
Pisano mi, że dzierżawcy jezior ponoszą koszty dzierżawy, zarybiania, walki z kłusownikami (w tym i płetwonurkami, do niszczenia sprzetu i przecinania opon w samochodach włącznie) i odławiania chwastu rybnego.
Dzięki staraniom wszystkich: i władz gmin i ich mieszkańców i turystów, ilość ścieków trafiających do jezior się zmniejszyła w ostatnim czasie. Jak więc dzierżawcy tłumaczą fakt, że zwykłe, niewędrowne polskie ryby jednak zanikają w jeziorach, jak na przykład szczupaki w Jeziorach Raduńskich?
Hurra!! Znałazł się winny w końcu! To ośrodki wypoczynkowe tworzące nowe kapieliska i zasypujące piaskiem łąki podwodne, gdzie są tarliska szczupaków. To nic, że od końca lat siedemdziesiątych nie zbudowano tam żadnego nowego ośrodka, a jakimś dziwnym trafem, to od połowy lat siedemdziesiątych pojawiły się elektryczne narzędzia połowowe.
W projekcie Strategii Ochrony Środowiska w Polsce opublikowanym na stronach poznańskiej "Salamandry", z 1998 roku dopiero zaczyna się mówić o konieczności przygotowania strategii ochrony dzikich ryb śródlądowych.
I co z tego? I nic! Dzierżawcy nadal tępią chwast...
Unia Europejska też już została poinformowana, a Sekretariat Konwencji ciągle nie otrzymał wyjaśnień od władz polskich. (04.03.98).
Częściowe wyjaśnienie dotyczące publikacji korekty
samego tekstu załącznika IV przyszło dopiero w
koncu marca 1998.
Obiecano (wtedy!), że prawidłowy tekst już jest skierowany do druku,
ale ja go nie widziałam, bo go długo jeszcze nie było.
Właściwie to byłoby bardzo interesujące, może ktoś w końcu spytał najpierw
byłego przewodniczącego Rady Europy, a potem Organizacji Bezpieczenstwa i Współpracy
w Europie, pana Bronisława Geremka, jak ma zamiar zmusić
pana ministra spraw zagranicznych Polski pana Bronisława Geremka, by opublikował
w końcu prawidłowy tekst Konwencji.
Ponieważ w koncu 1998 pan Geremek przestał pełnić te funkcje, to kto ma
wpłynąć na obecnego szefa MSZ - gwiazdy uśmiechu i dobrego wychowania na dworach
lepszej Europy?
Od stycznia 1999 norma BN-74/9197-01, razem z wieloma innymi normami
branżowymi w rolnictwie nie musi być obowiązkowo stosowana. (Dz.U 139/98
z dnia 17.11.98, poz.902)
To znaczy, że to nic dla nas nie znaczy - normy branżowe złożono w ofierze
Unii Europejskiej, a rozporządzenie przywołujące tą normę do stosowania jest nadal ważne.
Ministerstwo Ochrony Środowiska opublikowało
tłumaczenie wymagań Unii Europejskiej w dziedzinie
dostosowania prawa polskiego do prawa Unii. Jest
ono dostępne pod adresem:
Przewodnik dostosowania prawa do prawa Unii
Europejskiej
300 stron tekstu i co z tego wynika dla naszej sprawy?
Wnioski są smutne:
Unia prosi Polskę by dbała o wieloryby,
Antarktydę, ptaki przelotne, ale nie prosi, by
przestrzegała zasad ochrony dzikiej przyrody
europejskiej według Konwencji Berneńskiej.
Mimo, że sama się chwali na swoich stronach w internecie,
że uznaje doniosłość jej postanowień.
Mimo, że potwierdziła otrzymanie moich informacji o fałszowaniu jej tekstu,
itd...
Grozi nam jeszcze kolejne niebezpieczeństwo, tym razem ze strony
ustawy o języku polskim.
Wymyślono w artykule 7, że umowy międzynarodowe mają
być sporządzane w języku polskim, a przy dodatkowo dopuszczalnych wersjach
obcojęzycznych, podstawą interpretacji ma być tekst polski, jeśli wyraźnie nie
ustalono inaczej.
Zgroza!
Napisałam o tym do prezydenta, ale oczywiście nic to nie dało,
bo my tu, panie, w Polsce, panie, to my tu, panie, Polacy!
(Osoby zainteresowane obrońcami polskości zapraszam
tutaj B.G.)
Po niezbyt grzecznym liście dostałam odpowiedź i obietnicy dotrzymano po raz pierwszy w całej historii!
Tekst korekty tłumaczenia Konwencji jest opublikowany w:
Dzienniku Ustaw nr 12 z dnia 23.02.2000 poz. 154
Ale, to jeszcze nie koniec - teraz dopiero się zacznie:
Ja napisałam w styczniu 2001, a odpowiedź przyszła w lutym 2001, że wszystko jest w porządku i na dodatek, wkrótce będzie zgodne z przepisami Unii Europejskiej. Odniosłam wrażenie, że Unia Europejska też nielegalnie łowi ryby prądem.
Ale spytałam się chłopaka z Wielkiej Brytanii z Królewskiego Towarzystwa Ochrony
Zwierząt, czy mógłby sprawdzić ten numer normy unijnej. Odpowiedział mi, że to
nie jest przepis Unii ("it is not European law").
Wniosek: ciągle kłamią i łżą.
Kłania się sprawa "harmonizacji" przepisów o "ochronie" zwierząt wiosną 2001.
Latem 2001 dostałam projekt rozporzšdzenia o rybactwie śródlądowym, legalizujšcego połów ryb pršdem.
W roku 2000 opublikowano kolejne wydanie polskiej czerwonej księgi kręgowców, w której jest podobno 20 gatunków ryb. (Nie widziałam jej, tylko o niej czytałam w "Rzeczpospolitej" w styczniu 2001.)
Ręce i nogi opadają...
Proszę o pomoc. Tu chodzi też i o naszą skórę...
Trzeba napisać jak najwiecej listów do prezydenta Polski, ponieważ konwencję podpisał prezydent (wtedy Wałęsa) i minister spraw zagranicznych (wtedy Bartoszewski), a w tej chwili jest to wciąż jedna z nielicznych władz centralnych w Polsce, której może bardziej zależy na tym, jak jest widziana Polska w świecie, niż ministrom ochrony środowiska i rolnictwa, którzy się ustawiają na swoich stanowiskach, bo mogą z nich być usunięci. Zresztą, Ministerstwo Ochrony Środowiska już się wypowiedziało.
Napewno nie zaszkodzą listy i pod inne adresy dostępne w każdej książce telefonicznej, w rozdziale Urzędy Centralne. Każda inicjatywa jest cenna.
do spisu tekstów dotyczacych Konwencji
Tekst konwencji berneńskiej po polsku - załączniki wskrótce!
Obiecuję systematycznie tłumaczyć łacińskie nazwy z załączników na polskie, o ile istnieją.
c.d.n...07.06.2001
Barbara Głowacka, e-mail:
jastra@ jastra.com.pl
jastra@ jastra.com.pl
==============================
http://www.jastra.com.pl/!plan.htm
do spisu treści
/ to the site list