O systemie oświatowym
W niepodległej Polsce wprowadzono powszechną i bezpłatną oświatę w szkołach podstawowych. Na wsi to były cztery klasy, w miastach siedem. Zamiar chwalebny, prawda?
A jednak dzieci nie zawsze kończyły szkołe, i to nie zawsze wyłącznie z powodu biedy.
Na przykład, jak wiadomo, dzieci wiejskie często, z różnych powodów nie przychodziły na lekcje. To trzeba krowy paść, to znów jakieś pilne prace w polu lub trzeba się koniecznie zająć młodszym rodzeństwem.
Mojej babci też to się zdarzało. Co robił w takim wypadku pan nauczyciel? Ano, brał kija i tłukł dzieciaka po łapach, aż mu spuchły. Jak mama przychodziła ze skargą na takie traktowanie dziecka, to i ją jeszcze wyzwał.
Nic dziwnego, że w takiej sytuacji łatwo było znaleźć wykręt ze szkoły: Masz dom, ziemię, po co ci szkoła?
Łatwiej było znaleźć pieniądze na karę za nieposłanie dziecka do szkoły, niż chęć na zadawanie sie z systemem kagańca oświaty.
Skutki były właściwie opłakane: dzieciaki się bały szkoły, nie kończyły jej, a potem, jako osoby formalnie umiejące czytać i pisać, musiały sobie radzić w dalszym życiu.
Władze oświatowe dostrzegały skalę i tego problemu, dlatego starały się organizować kursy dla analfabetów.
Do spisu opowieści z dawnych czasów i nieistniejącego świata.
==============================