O pierwszej wojnie światowej.
W 1914 roku rodzice babci się pobrali, ale wkrótce wybuchła wojna i jej tata poszedł do wojska austriackiego, jeszcze zanim urodziła się ich córka. Tak, że babcia nigdy nie widziała swojego taty.
Jedyne zachowane zdjęcie, nadgryzione przez myszy zaginęło, bo ktoś obiecał je skopiować.
Dopiero wiele lat po wojnie, w młynie w Zaleszczykach jakimś cudem dogadało się dwóch mężczyzn. Jeden mówił, że widział, jak w niewoli rosyjskiej umierał na tyfus człowiek z tych stron, o nazwisku Biłyk. Drugi mówił, że zna w okolicy wdowę z małą córką, też o nazwisku Biłyk. Postanowili porozumieć się z tą kobietą. Okazało się, że nareszcie obietnica dana umierającemu mogła być spełniona: przysiągł przed sędzią, ze widział jak tamten umierał jako jeniec wojenny.
Taka przysięga była bardzo dużo warta, nawet w pieniądzach: dzięki temu rodzina żołnierza zmarłego na wojnie mogła z tego powodu otrzymywać rentę od państwa. Co ciekawe, nawet władze po drugiej wojnie światowej nadal wypłacaly tą rentę, chociaż bardzo mocno już wtedy zdewaluowaną.
Taka była ta przedwojenna Polska: nie wnikano po której stronie walczył żołnierz, po wojnie był po prostu weteranem, a jego rodzina, rodziną weterana.
Do spisu opowieści z dawnych czasów i nieistniejącego świata.
==============================