Cytat:
"Jeśli urzędnicy będą umieć języki obce to im trzeba będzie więcej
płacić".
Niechęć urzędników do nauki języków obcych jest wielka, ukrywają ją pod płaszczykiem ochrony języka polskiego. Obecni prawotwórcy przewyższyli nawet osiągnięcia starego dekretu Bolesława Bieruta, który nie regulował spraw gospodarczych i stosunków międzynarodowych, skupiając się wyłącznie na sprawach administracji w Polsce.
1. Gospodarka
Nie zdefiniowano pojęć "podmiot" i "obrót prawny" ale zdefiniowano, że wszelkie oferty, rachunki, instrukcje itp, mają być napisane po polsku jeśli choć jedna strona "obrotu prawnego" jest polska.
Co to znaczy opiszę na własnym subiektywnym przykładzie.
Prowadzę niewielką
firmą sprzedającą polskie wyroby przemysłu okrętowego.
Czy ja mam zmuszać moich partnerów zagranicznych do składania mi ofert po
polsku? A może ja im zacznę składać oferty po polsku i tym ich zmuszę do
nauki polskiego? Czy mi zapłacą, jeśli dostaną fakturę po polsku? Czy ja
mam nie zapłacić należności tylko dlatego, że dostałam fakturę po angielsku?
Czy ja i moi współpracownicy będziemy ukarani nawiązką do 100.000
złotych za to, że posługujemy się różnymi językami w celu porozumienia
się z partnerami zagranicznymi?
A może to jednak moi partnerzy zagraniczni zostaną ukarani za posługiwanie
się językami innymi niż język polski? A może oni po prostu popukają się w
głowę, pomyślą "pogłupieli, lepiej sobie poszukać gdzie indziej" i kupią
od kogoś innego?
A może ja sama mam do celów kontroli przez policję językową natychmiast
tłumaczyć każdy tekst przychodzący i wychodzący z firmy, by zdążyć przed
kontrolą? Czy ja naprawdę nie mam nic lepszego do roboty? A kto bedzie
kontrolować poprawność kontrolerów i z jakiego źródła będą wynagradzani?
Czy będzie to z prowizji za nałożone grzywny? Jak sławetna "Renoma" na
koleji?
A może tak ma wyglądać ustawowa promocja języka polskiego?
Wiem, chodziło o to, by towar wprowadzany na rynek POLSKI w celu sprzedaży w SKLEPACH miał opisy po polsku, ale już jest od dawna uregulowane innymi przepisami. Dbałość o los polskich konsumentów jest tu tylko marną zasłoną dymną.
"Toy Shop", "Snack Bar", itp - przecież szyldy sklepów z takimi napisami zawierają nazwy własne zwolnione od obowiązku tłumaczenia. I tu osoby oburzone zalewem obcojęzycznych napisów w Polsce nie znajdą ukojenia...
Tu moja rada, jak to zjawisko ucywilizować:
wysłać do sklepu z obcojęzycznym szyldem kontrolę w postaci cudzoziemca.
Jeśli wyjdzie zadowolony i obsłużony, to w porządku, ale jeśli nie będzie
mógł się porozumieć, to czyż obcojęzyczny szyld nie jest nieuczciwą
reklamą, która jest karalna?
Dla przeciwdziałania wulgaryzacji języka są już od dawna przepisy w kodeksach wykroczeń i karnym.
2. Stosunki międzynarodowe.
Ach, ta polska megalomania narodowa...
Oglądałam kopię autentycznego pisma z ZUS-u do znajomej Chinki nie znającej języka polskiego, odmawiającego jej prawa do otrzymywania korespondencji po angielsku. To jest po prostu pogarda dla osoby zmuszonej śmiercią męża do kontaktów z polską instytucją. Co będzie, jeśli ona poskarży się w jakimś trybunale międzynarodowym? Skutki mogą być kosztowniejsze niż zatrudnienie osoby do prowadzenia obcojęzycznej korespondencji.
Ustawa zawyża pozycję języka polskiego w umowach międzynarodowych. Umowa powinna być sporządzona w języku zrozumiałym dla obu stron, by uniknąć nieporozumień. Niechęć urzędników do nauki nie może podważać powagi państwa polskiego. A może wystarczy ponegocjować tylko z tłumaczem?
Po co umowa zawarta po polsku, jeśli partner tego nie rozumie? To podważa jego zaufanie do nas i wszystkich władz polskich, jeśli "wada językowa" ma być wystarczającą podstawą do nieważności umowy.
A może jakieś inne sprytne państwo pójdzie za dobrym przykładem Polski i do czego dalej dojdziemy?
Przed GLOBALIZACJĄ się nie ucieknie i już niedługo, bez znajomości języków obcych żaden urzędnik po prostu nie będzie zatrudniony, niezależnie od ewentualnego wejścia Polski do Unii Europejskiej i rekomendacji partyjnej. Inaczej urządzimy sobie naprawdę zaścianek, by nie wyrazić się dosadniej.
Co można zrobić?
Prosić prezydenta o zawetowanie ustawy a posłów o przyjęcie weta i przemyślenie sprawy od nowa, by się nie ośmieszyć.
Co z ustawy zostawić?
Preambułę, ze szczególną dedykacją dla prawotwórców i polityków, by nie zaśmiecali języka polskiego swoimi wyczynami.
Z poważaniem,
Barbara Głowacka jastra@ jastra.com.pl
I co z tego wyszło?
Ten tekst wydrukowała "Rzeczpospolita" 15.10.1999, ale prezydent i tak
tego knota podpisał.
Co zrobić?
Może zacząć kampanię wysyłania angielskojęzycznych faktur zamówień i ofert do Ministerstwa Finansów, z żądaniem odpowiedzi w trybie Kodeksu Postępowania Administracyjnego, czy je wolno przyjmować, płacić i czy władze polskie przewidziały fundusze na międzynarodowe procesy sądowe i na zasiłki dla pracowników i właścicieli firm, które nie wytrzymały kolejnego etapu reformy gospodarki i rozwoju przedsiębiorczości?
A może się dostosować i przerzucić na tłumaczenia zamiast przewozić żelastwo? Zapotrzebowanie wzrośnie, praca czysta, bez brudzenia rąk, to gwarantowane.
Czy ktoś ma jakieś pomysły?
Barbara Głowacka jastra@ jastra.com.pl
==============================