Niedawno Naczelny (Poślizgu) wyraził swoje poczucie braku rozsądnej odpowiedzi na pytania: "dlaczego nie" albo "dlaczego tak" dla wczołgiwania się Polski do Unii Europejskiej.
Ja mogę spróbować wytłumaczyć, dlaczego ja nie chcę widzieć Polski w Unii Europejskiej.
Przede wszystkim ja chcę mieć święty spokój. Ja mam dość reform dostosowawczych, które są odstosowawcze, po których znów musimy się dostosować do tego, od czego właśnie się odstosowaliśmy. Tak samo myśli wielu moich znajomych kapitalistów - gołodupców.
Nasi władcy powtarzają jak mantrę tekst: "wejście Polski do Unii wymusi [... wstawić tekst zwykle o pozytywnym wydźwięku ...]". Niestety, dziwnym trafem, nie próbują tego wprowadzić dobrowolnie, bez wymuszenia, które w końcu jest przecież karalne.
Ja osobiście rozumiem to tak: "nie mamy już pojęcia, jak wyjść z tego bigosu, jeszcze podnieść swoją wypłatę i zrzucić odpowiedzialność na innych za nasze decyzje". Dokładnie tak, jak kiedyś ja, kiedy pierwszy raz rozkręciłam rower i nie bardzo wiedziałam, jak go przywrócić do stanu użytkowania. Co zrobiłam? Poleciałam po tatę, który palnął mi mówkę o konieczności utrzymania porządku w śrubkach, ale złożył mi rower. Tata unijny przysyła konsultantów, uczy, jak napisać podanie o skręcenie roweru, ale stwierdza, że nowocześniejszą i lepszą rozrywką jest karuzela, której zbudowanie są gotowi dofinansować 25% pod warunkiem zakupu całości w krajach Unii i zapłacenia reszty z własnych funduszy. To się nazywa pomocą strukturalną. Czy to jest złe? Oczywiście, że nie - w końcu decyzja należy do nas. Dla nich jest to tylko forma wspierania własnej gospodarki, a nie dobroczynność.
Ciąg systematycznych, bezustannych reform obalił skutecznie mit o taniej, wykształconej polskiej sile roboczej. Nasza tania, wykształcona siła robocza mogłaby sobie nadal świetnie radzić pod warunkiem utrzymania i rozwinięcia tradycyjnych gałęzi przemysłu. Niestety, szalone, nieprzewidywalne reformy doprowadziły z jednej strony do fali bankructw przedsiębiorstw polskich, a z drugiej strony do zamykania wcześniej wykupionych zakładów przez zagraniczne ponadnarodowe korporacje z powodów meandrów polityki korporacyjnej. Można powiedzieć, że jest to typowe zjawisko dla całej Europy Zachodniej, że tradycyjny przemysł został wyeksportowany do Indii, Korei czy Turcji, nowe technologie tworzą się we wschodniej Azji, no, ale może gdzieś zostają centrale firm i centra zysków? Może gdzieś są te ogromne biurowce, w których pomieszczą się tysiące jupoli tworzących nową e-gospodarkę opartą na e-wiedzy, czyli to, co w e-obecnej e-epoce jest e-politycznie e-prawidłowe? Ostatnie miesiące pokazały, że najważniejszym elementem gospodarki opartej na wiedzy to pozbyć się akcji, zanim prawda o stanie firmy wyjdzie na jaw.
Ostatnio czytałam, że wśród absolwentów wyższych uczelni, najwyższy odsetek bezrobotnych jest wśród absolwentów zarządzania, administracji i marketingu. Koniec precyzyjnie zaplanowanych karier...
Bezrobocie, rosnące rozwarstwienie społeczne, korupcja i przestępczość skompromitowały Polskę w oczach uczciwych ludzi z Zachodu. Już nie jesteśmy tymi szlachetnymi wojownikami walczącymi o wolność pod hasłem Solidarności. Ktoś powie, że przestępczość tworzy nowe miejsca pracy, nie tylko dla samych przestępców, ale i w systemie walki z przestępczością. Policja, producenci alarmów i zamknięć, ochroniarze, sądy nie prędko wybiorą się na bezrobocie. Czasami mam wrażenie, że niektóre działania naszych władców wskazują na ich troskę o równowagę w tym systemie. Komu przeszkada istnienie rejestru samochodów i kierowców?
Sam fakt członkostwa jakiegoś państwa w Unii Europejskiej nie rozwiązał żadnego z jego problemu, bez pracy tego właśnie państwa. Przykłady? Irlandia Północna, Kraj Basków, włoska mafia, rosnące bezrobocie, korupcja, marginalizacja gospodarki Europy, rosnące wydatki socjalne bez rosnących dochodów państw wydających te wydatki.
Przykład Grecji wskazuje na to, że niewydolne państwo i jego społeczeństwo wcale nie musi się wzbogacić tylko z powodu wejścia do Unii Europejskiej. Czym my obecnie różnimy się od Grecji? Dla ułatwienia podam, że nie mamy greckiej floty ani greckiego przemysłu turystycznego.
Kto w Unii Europejskiej może mieć zysk z wciągnięcia Polski do Unii? Politycy i statystycy tak, przynajmniej w sferze propagandy. Że wzrośnie im rynek, ludność, obszar, potencjał. Problemy policzą później, do innej rubryczki. Dodatkowo, może ponadnarodowe korporacje, które uzyskają większe pole manewru, zarówno w zakresie zarządzania tym, co już mają i tym, co mogą mieć. Konkurencja między podobnymi oddziałami firmy będzie bardziej mordercza. Na przykład: jeśli dwie fabryki w dwóch krajach produkują ten sam proszek do prania, jedna drożej, druga taniej, to który oddział zostanie rozbudowany, a który zlikwidowany? Z punktu widzenia korporacji sprawa jest prosta, z punktu widzenia pracowników fabryki, która idzie do likwidacji, sprawa jest nieprzyjemna. Na przykład, czy likwidacji ulegnie fabryka proszku w kraju A, czy w kraju B? Oczywiście, że ponadnarodowa korporacja dzięki temu osiągnie jeszcze większe zyski, od których może w jakimś wygodnym kraju zapłaci drobny podatek dochodowy. A z czym zostanie kraj, który wypadł z gry? Zostanie z bezrobociem, katastrofą budżetową i biedą. Robotnicy z Unii boją się, że to oni wypadną, nasi robotnicy boją się, że to ich czeka bezrobocie.
To jest normalne w dyskusji o globalizacji. Obecnie wszyscy są zwolennikami globalizacji, no, może za wyjątkiem dzikich, zielonych, anarchistów i naiwnych ideowców, których łączy jeno: nie rozumieją logiki postępu. Tak samo, jak tracki dzikus złapany na stanowisko niewolnika w Rzymie nie rozumiał swojego awansu cywilizacyjnego. Tak samo, jak kmieć, który dostawał informację o awansie na stanowisko chłopa pańszczyźnianego. Tak samo, jak naiwniacy nie uznający konieczności gospodarczej regularnych dostaw Murzynów do Ameryki. Tak samo, jak dziwacy nie rozumiejący, że słabe, zagruźliczone dzieci pracujące w tkalniach jeśli szybko zdechną, to potwierdzą logikę ewolucji.
Nasz problem polega na tym, że my jesteśmy raczej tym trackim dzikusem, tym chłopem pańszczyźnianym, tym Murzynem, tym dzieckiem robotniczym, a nie właścicielem plantacji czy fabryki. Wszystko wskazuje na to, że to nie my będziemy spijać śmietankę globalizacji, nawet pewnie nie my będziemy tą tanią siłą roboczą pracującą u obcych. Powinniśmy popatrzeć na takie bratnie kraje jak Somalia, Ruanda, Albania: czy ktoś od nich czegoś chce? Nikt, nic, byle tylko oni nie zawracali nam głowy swoją biedą i... uchodźcami. Czas budowania wielkich imperiów geograficznych minął. Nowoczesny imperialista kupi sobie co zechce, za cenę, jaką zechce, a resztę zostawi i sobie pójdzie. Nowoczesny imperialista nie będzie zawracać sobie głowy rozsądzaniem sporów międzyplemiennych, dbaniem o oświatę i służbę zdrowia wśród tubylców. Nowoczesny imperialista najwyżej da taką pożyczkę, że biedota popamięta, jak się spłaca pożyczki. Do dziś spłacamy gierkowskie pożyczki, mimo umorzeń, restrukturyzacji, FOZZ-u i innych akrobacji.
Więc czas najwyższy przestać zgrywać się na zglobalizowanych jupoli, przestać udawać, że jak my tam już będziemy, to na nich będziemy wpływać, że oni rozwiążą wszystkie nasze problemy, zatrudnią bezrobotnych, spacyfikują przestępców i sprawią, że politycy będą uczciwi nie tylko wobec własnych kieszeni. Tylko my możemy rozwiązać nasze problemy. Możemy wysłuchać rad innych, ale potem należy zadać egoistyczne pytanie: no dobrze, ale co ja z tego będę mieć? Co my będziemy mieć z napięcia 230V w sieci? Co my będziemy mieć z dostosowania się do przepisów Unii Europejskiej? Co my będziemy mieć z tego, że zniszczymy tych, co się nie dostosują? Co my będziemy mieć z zakazu sprzedaży ziemi cudzoziemcom pod inwestycje? Co my będziemy mieć z tego, że unijne kutry będą łowić w naszych wodach, a my nie będziemy mieć swoich kutrów, by je wysłać do nich? Co my będziemy mieć z tego, jeśli najmniejsze gospodarstwa rolne zostaną zlikwidowane a ich właściciele zasilą szeregi bezrobotnej, bezrolnej biedoty na zadupiach? Co my będziemy mieć z ustawy o języku polskim w dobie globalizacji? Czy papiery z naszych szkół będą tam uznawane bez kłopotów?
Osoba poważniejsza niż ja - pani Staniszkis napisała w magazynie kadry zarządzającej CXO (mutacja Computerworlda), że nasza integracja z Unią EUropejską wymusza na nas zachowanie zgodną z logiką systemu, który ni jak się nie ma do naszego etapu rozwoju społeczno-gospodarczego. Skutki są - jak każdy widzi. Postawić Kopernika przy komputerze. Postawić współczesnego naukowca przy cyrklu i astrolabium. Postawić jupola w dżungli. Postawić mieszkańca zwykłej dżungli w środku Warszawy.
Euroentuzjaści zwykle na wszystkie wątpliwości odpowiadają, że będziemy mogli legalnie pracować za granicą, jakby zbawienie Polski tkwiło w wyeksportowaniu fachowców na saksy. Niektóre kraje z tego żyją - na przykład Filipiny masowo eksportują marynarzy. Odpowiem historyjką: ostatnio spotkałam Polkę żyjącą w Danii, która ma dwójkę dorosłych dzieci po ichnich studiach, z ichnimi obywatelstwami. Córka: 5 języków, skończone "export economy", ożeniona z Niemcem, od ukończenia studiów, już 3 lata bezrobotna na przemian w Danii i w Niemczech. Syn: 4 języki, po budownictwie lądowym załapał się na dwuletni staż w firmie budowlanej, gdzie wędrował między budowami i studiował stosunki między praktykantem z centrali i ludźmi, którym przeszkadzał w obtentegowywaniu się. Jeszcze mu nie zaproponowano pracy po stażu, mimo, że minęło półtora roku. U nich też jest zjawisko poszukiwania 25 letniego fachowca z 35 letnim stażem pracy. I tak wyglądają nasze perspektywy na ich rynku pracy. Dopuki jesteśmy nielegalnie i wracamy do Polski, jesteśmy konkurencyjni. Jeśli tam zostaniemy legalnie, to od razu konkurujemy z tubylcami, gastarbaiterami i wszelkiej maści innymi legalnymi i nielegalnymi imigrantami.
Czasem pojawia się tekst, że członkostwo w Unii pozwoli nam się załapać na wózek globalizacji. Osobiście uważam, że to nie ma nic do rzeczy. Północna Grecja i południowe Włochy też są w Unii i co? Pociąg odjechał, oni też zostali. I my zostaniemy, jeśli nie weźmiemy się do roboty bez oglądania się na Unię, NATO, WTO i inne towarzystwa wzajemnej adoracji. Jeśli my sobie pomożemy, oni sobie też poradzą, może nawet nas zaproszą do swojego towarzystwa. Jeśli sobie nie pomożemy, oni i tak sobie poradzą.
Czego nam potrzeba do tego? Uczciwych polityków. Widział ktoś takiego /taką?
Ja nie, ale może mam słaby wzrok - nie noszę okularów :-(((
A gdzie tu radio-ma-ryjność, rejtanizm czy coś w tym stylu? O to trzeba poprosić kogoś innego. Mnie to nie interesuje.
Barbara Głowacka e-mail: jastra@ jastra.com.pl
03.11.2002
==============================