Zgodnie z tym, co obiecywalem na grupie pl.comp.os.advocacy, przesylam swoja polemike z blokiem tekstow nt. ZUS z numeru 5/99 PCkuriera z delikatna sugestia jej opublikowania w PCQ ;-)
Pozdrowienia,
Jaroslaw Rafa
raj na inf.wsp.krakow.pl
------------------------
W numerze 5/99 PCkuriera ukazal sie blok artykulow dotyczacych informatyzacji ZUS-u - w tym nieszczesnego "Programu Platnika". W zapowiadajacym ow blok artykule wstepnym redaktor naczelny napisal: "Otoz my nie bedziemy wylacznie krytyczni". I zaiste, slowa dotrzymal. Teksty nie sa "wylacznie krytyczne", bo sa prawie wylacznie BEZkrytyczne. Z malymi wyjatkami brzmia niemalze jak wyjete z ust przedstawicieli ZUS-u czy Prokomu, zachwalajacych swoje "wspaniale" koncepcje i programy. Chec redakcji PCkuriera okazania sie inna (lepsza?) od konkurencji, w publikacjach ktorej jakoby "niedorobki Platnika przeslonily caly problem", zaszkodzila najwyrazniej w tym wypadku elementarnej rzetelnosci i uczciwosci dziennikarskiej.
W szczegolnosci zamieszczony na stronach 26-27 tekst Michala Dolezka omawiajacy oba kontrowersyjne programy - Program Platnika i Program Platnika Teletransmisja - brzmi niczym oparty calkowicie na materialach prasowych Prokomu, wlacznie z doslownym powtorzeniem ZUS-owskiej bzdury o nierozpowszechnianiu programu do teletransmisji przez Internet "z uwagi na bezpieczenstwo zawartych w nim mechanizmow kryptograficznych". Zaiste, jest co chronic i utajniac - owe "mechanizmy" to freeware'owa biblioteka szyfrujaca, publicznie dostepna w Internecie bez zadnych ograniczen!
Autor calkowicie bezkrytycznie przedstawia _zalozenia_ programu w taki sposob, jak gdyby to byla rzeczywistosc - jakby program rzeczywiscie robil to, co jego tworcy sobie zamierzyli, a co M.Dolezek opisuje w swoim tekscie. Tymczasem uzytkownicy "Platnika" wciaz informuja - pod dostatkiem takich wiadomosci mozna przeczytac chocby w grupie Usenetowej pl.soc.prawo.podatki - ze (pomimo iz obecna wersja programu jest juz ponoc wersja ostateczna) program nadal dziala po prostu zle, popelniajac elementarne bledy w swojej podstawowej funkcji - obliczaniu wysokosci skladek ubezpieczeniowych.
To w zasadzie powinno zamknac wszelka dyskusje nad tym programem - program, ktory dziala zle, po prostu nie nadaje sie do uzytku i koniec! Tymczasem redakcja PCkuriera glowi sie nad tym, czy program w nalezyty sposob wykorzystuje do zapisu dokumentow standard SGML, wyrazajac tu niemal jedyna opinie krytyczna w calym bloku tekstow. Tylko czy w sytuacji nierealizowania przez program podstawowych funkcji jego zgodnosc ze standardami ma jakiekolwiek znaczenie? Moim zdaniem, nawet gdyby PP dzialal jak nalezy, jego zgodnosc z SGML-em bylaby sprawa drugorzedna: PP moglby sobie zapisywac dane w dowolnym formacie - wcale nie musi to byc SGML - byleby zostala opublikowana jego jednoznaczna specyfikacja, pozwalajaca na przystosowanie innych programow (w szczegolnosci kadrowo-placowych) do wspolpracy z PP! No ale skoro PCkurier mial byc "nie wylacznie krytyczny", to do jakiegos malo istotnego drobiazgu trzeba sie przyczepic, zeby nie wyszlo na to, ze za bardzo chwalimy...
Trudno bowiem uznac za krytyke niesmiale sformulowanie z tekstu M.Dolezka: "brak wersji dla DOS czy Windows 3.x sprawia, ze wiekszosc malych firm nie bedzie w stanie go wdrozyc". Zwlaszcza, ze natychmiast spotyka sie ono z gromka kontra w otwierajacym blok tekscie Andrzeja Siluszka: "Na zarzut, ze program nie pracuje pod kontrola DOS i Windows 3.11 mozna odpowiedziec pytaniem - a niby dlaczego mialby pracowac? Dlaczego wszyscy mamy placic (nadmierna komplikacja programu) za to, ze ktos wykorzystuje muzealny sprzet i oprogramowanie?"
Hola, hola, panie Andrzeju. Za obrazanie swoich czytelnikow powinien ich Pan na lamach pisma publicznie przeprosic. Postawmy bowiem sprawe odwrotnie - jezeli ktos wykorzystuje z powodzeniem system kadrowo-placowy dzialajacy pod kontrola Caldera OpenDOS 7.01 w sieci Novell Netware 5.0 (rok produkcji obydwu programow 1998 - to chyba jeszcze troche za wczesnie na muzeum?) i oprogramowanie to calkowicie spelnia jego potrzeby - to dlaczego ZUS, Prokom i pan Andrzej Siluszek maja go przymuszac do zakupu nowego komputera badz sprzetu tylko po to, zeby dac zarobic sprzedawcom komputerow, goniacym za najnowsza pecetowa moda? Ale moda to tylko moda, a w technice - do ktorej, chcialbym wierzyc, zalicza sie rowniez komputeryzacja - znana powinna byc dobra inzynierska zasada: "if it ain't broke, don't fix it" - "jezeli cos dziala, to nie naprawiaj", czyli po naszemu "lepsze jest wrogiem dobrego". Jezeli aktualnie wykorzystywany przez kogos sprzet i oprogramowanie spelnia jego potrzeby, to nie powinien zawracac sobie glowy kupnem nowego.
Znakomicie o tym wiedza Amerykanie: choc to w ich kraju wlasnie powstaja procesory Pentium III i system Windows 98, ciagle jeszcze pracuje tam wiele komputerow nawet z procesorami 286! I to wcale nie dlatego, ze ich wlascicieli nie stac na najnowsze, najszybsze i najbardziej kolorowe, lecz dlatego, ze w zastosowaniach, do ktorych sa uzywane, spisuja sie wystarczajaco dobrze. Zakup lepszych bylby wiec: po pierwsze - marnotrawstwem, po drugie - dezorganizacja pracy spowodowana koniecznoscia wymiany sprzetu i przeszkolenia pracownikow w obsludze nowego oprogramowania.
Ale nie u nas. U nas ZUS wie lepiej, a pan Siluszek za nim powtarza, ze system Windows 9x jest "wsrod okolo 1,8 mln platnikow, czyli firm wplacajacych w imieniu swoich pracownikow skladke do ZUS-u, [...] najpopularniejszy". Zapytany przez dziennikarza gdanskiej Gazety Wyborczej o to, na czym opiera podobnie kategoryczne stwierdzenie, przedstawiciel ZUS-u przyznal sie w koncu, ze... tak wlasciwie to... nie przeprowadzili zadnych badan na temat tego, jakie systemy operacyjne sa najpopularniejsze w firmach! Zdaje sie, ze ZUS zbytnio zawierzyl reklamom Microsoftu i popularnej prasie komputerowej (w tym takze PCkurierowi), kreujacym wizje rynku komputerowego, na ktorym poza systemami Windows 95/98 nic nie istnieje. Ale pan Siluszek twardo broni ZUS-u, piszac o "nadmiernej komplikacji programu", ktora rzekomo mialoby spowodowac uwzglednienie mozliwosci jego pracy w DOS-ie i w Windows 3.x. Panie Andrzeju! Niech mnie Pan nie rozsmiesza! Czy Pan kiedy programowal? To programy pracujace w Windows sa _bardziej_, a nie mniej skomplikowane od odpowiednikow przeznaczonych dla DOS-u, a program napisany dla DOS-u pracowalby bez zadnych przerobek i w Windows 3.x, i w Windows 95 - wiec gdzie tu komplikacja?
System Windows 95/98 niewatpliwie jest w Polsce popularny - ale nie w ksiegowosci! Wiekszosc polskich programow kadrowo-placowych, przynajmniej tych uzywanych w malych i srednich firmach, wciaz przeznaczona jest dla DOS-u. Nie bez kozery - przy powszechnie znanej "stabilnosci" srodowiska Windows, zwlaszcza w jego wersji 9x, uruchamianie w nim oprogramowania przetwarzajacego jakiekolwiek dane finansowe jest raczej zajeciem dla ryzykantow, gustujacych w przedsiewzieciach typu wspinaczka bez zabezpieczenia po pionowej scianie (nota bene, nawet znacznie stabilniejszy system Windows NT jedna z pierwszych wersji Platnika potrafila przy instalacji "wysypac" tak, ze konieczne bylo odtwarzanie systemu z dyskietki ratunkowej). Firmy wielkie, takie jak np. kopalnie, zatrudniajace tysiace pracownikow, uzywaja natomiast aplikacji przeznaczonych dla systemow unixowych. Do Programu Platnika w jednym i w drugim przypadku trzeba kupic oddzielny komputer z systemem Windows, a na dodatek rozwiazac problem transferu danych z wykorzystywanego systemu do PP. Czy trudno sie dziwic w tej sytuacji rozgoryczeniu platnikow i oskarzeniom o porozumienie z Microsoftem? (choc moim zdaniem, wiecej zyskaja na tym galimatiasie sprzedawcy komputerow - jedna z wiekszych polskich firm natychmiast zaczela reklamowac swoje komputery jako "dedykowane dla Programu Platnika"...)
"Opracowywanie i wprowadzanie standardow jest trudne" - konczy swoj tekst p.Siluszek, dajac tym samym dowod swojego niezrozumienia znaczenia slowa "standard". Narzucenie stosowania jednego programu nie jest zadnym standardem. Standardem byloby, gdyby ZUS okreslil i opublikowal obowiazujacy _format_ dokumentow akceptowanych przez swoj system informatyczny. To umozliwiloby wielu niezaleznym firmom - produkujacym np. oprogramowanie kadrowo-placowe - stworzenie programow generujacych dokumenty zgodne z tym formatem, dzialajacych na wielu platformach sprzetowych i programowych. Uzytkownik moglby wybrac rozwiazanie najbardziej mu odpowiadajace. Zdecydowano sie na inne podejscie - nie okreslono formatu dokumentow, lecz "uszczesliwiono" platnikow jedynie slusznym programem do ich tworzenia. Taki "standard" to tak, jak gdyby ktos zaczal nadawac program telewizyjny i zamiast okreslic czestotliwosc i inne parametry nadawanego sygnalu, oglosil jedynie, ze program da sie odbierac wylacznie odbiornikami okreslonej marki, po wcisnieciu okreslonego guzika. Zaiste wtedy "mozna byc posadzonym o sprzyjanie wybranym firmom" - i moim zdaniem calkowicie zasadnie!
W chorze pochwalnych tekstow oczywiscie nie moglo zabraknac miejsca dla wypowiedzi samego przedstawiciela ZUS-u. Dyrektor osrodka obliczeniowego ZUS-u tlumaczy nam, jaki to krotki czas mial ZUS na przygotowanie systemu, jaka to heroiczna prace w tym czasie wykonal itd. itp. Mniej wiecej w tym samym czasie w analogicznym stylu tlumaczyl sie w tygodniku "Wprost" rzecznik prasowy Prokomu: tworcy programu nie mieli czasu, dopiero po podpisaniu w styczniu ustawy emerytalnej przez prezydenta mieli wszystkie niezbedne informacje... Pozwole sobie tutaj - na zakonczenie mojej polemiki - na refleksje bardziej ogolna. Takie tlumaczenia ubezpieczonych i platnikow nie interesuja i interesowac nie powinny! Kto w czworce parlament-rzad-ZUS-Prokom najbardziej "pokpil" sprawe, kto jest najbardziej winien - to rzeczona czworka powinna ustalic miedzy soba i nawzajem obciazyc sie odpowiednia czescia winy. Dla obywatela jednak te cztery instytucje maja funkcjonowac jako jeden sprawny blok, ktory w wyznaczonym terminie wprowadzenia reformy ma dac mu gotowy, przetestowany i juz "grzejacy sie pod para" system. Zas aby to zrobic, nalezy najpierw realnie oszacowac, w jakim terminie nowy system da sie wprowadzic w zycie (tak od strony technicznej, jak i organizacyjnej), a potem dopiero na tej podstawie ustalac termin wprowadzenia reformy! A nie odwrotnie: najpierw zadekretowac - a potem na lapu-capu.
Wyobrazcie sobie Panstwo, ze administrator sieci w firmie zapowiedzial swoim uzytkownikom: "za tydzien przenosze caly system na nowy serwer". I rowno za tydzien uzytkownicy po zalogowaniu sie do sieci znalezli sie w systemie nieskonfigurowanym, pozbawionym podstawowego oprogramowania, na ktorym po prostu nie da sie pracowac - bo administrator nie zdazyl z jego przygotowaniem. Co to by sie dzialo... O ile po takiej dezorganizacji firma jeszcze by nie zbankrutowala, to zarowno administrator, jak i jego szef - gdyby to on nakazal mu dokonanie takiej pochopnej zmiany - co najmniej szukaliby sobie nowej pracy, o ile nie czekalby ich proces sadowy... Dlaczego ci, ktorzy dokonuja podobnych dezorganizacji w skali panstwa, nie ponosza za to zadnej odpowiedzialnosci?
Ale to juz pytanie niewatpliwie nie do redaktorow PCkuriera...
==============================