Pułapki Krajowego Rejestru Sądowego, czyli procedur rejestracji firm i organizacji

Poradnik dla ofiar prawa i sprawiedliwości polskiej.

Wstęp, czyli, czy autorka jest kompetentna?

Najprostsza odpowiedź brzmi: oczywiście, że nie jestem kompetentna, bo sama się męczyłam, męczę i jeszcze się pomęczę. Ale z tej męki, oprócz bogatej korespondencji, okresowych ataków wścieklizny (uwaga, jestem nieszczepiona!), zarejestrowanego stowarzyszenia po 9 miesiącach i zarejestrowanej zmiany adresu firmy po 10 miesiącach, nabrałam nieco doświadczeń, jak uniknąć najprostszych pułapek ustawionych przez naszych prawotwórców na drodze naiwniaków, którzy postanowili coś zrobić zgodnie z prawem.

Jak się dobrze przygotować do walki o wpis do KRS-u?

Jak pracuje sąd rejestrowy?

W sądzie rejestrowym oficjalnie nie ma nikogo, kto by mógł popatrzyć na dostarczony kłąb papierów i pokazać palcem "o, tu jeszcze przekreślić", czy "o, tu jeszcze wpisać", albo "niech te papiery zostaną, ale trzeba jeszcze donieść...". Nikt nie zadzwoni: "proszę mi szybko donieść kwit taki a taki i będzie już dobrze". Zero złudzeń, by pracownik biura podawczego w sądzie rejestrowym miał choć część kompetencji panienki z okienka w ZUS-ie czy Urzędzie Skarbowym. Na dodatek, oficjalny kontakt z osobą rozstrzygającą o wysokości stawianych przeszkód, czyli ze "swoim" referendarzem sądowym jest niemożliwy. Nie ma od kogo domagać się wyjaśnień, z kim się wykłócić, czy kogo ob..ten..tegować. Można tylko prowadzić korespondencję. Należy pamiętać, by nie przekraczać terminów na odpowiedź. Koszmar.

Sąd pracuje w następującej kolejności:

Niektóre formularze mają wdrukowaną pułapkę: dla nazwisk dwuczłonowych nie zrobiono osobnych kratek na każdy segment nazwiska. Dla dwuczłonowców - to nie problem, ale dla większości zwykłych nazwisk pojawiał się powód do zwrotu dokumentów: niezakreślona kratka, która z drugiej strony nie istniała. Dlatego w przypadku wątpliwym należy brakującą ramkę dorysować i powstałą kratkę przekreślić.


Firma

Ja zgłaszałam tylko zmianę adresu firmy, ale...
W moim przypadku oni to potraktowali jak rejestrację od samego początku.
Dlatego musiałam dostarczyć odpisy notarialne swojego egzemplarza umowy spółki i wszystkich związanych archiwalnych kwitów, takich, jak oświadczenie o wpłaceniu kapitału założycielskiego, itp. Poza tym musi być dostarczony osobno samodzielnie zrobiony zaktualizowany tekst umowy spółki. U mnie były: denominacja, zmiany wspólników i koszmar dostosowania przedmiotu działalności do Polskiej Klasyfikacji Działalności. Proste wyrażenie "produkcja, usługi, handel, transport, spedycja, skład" urosło do 3 stron A4 z dokładnością do trzeciego miejsca po przecinku PKD po wezwaniu na rozprawę wyjaśniającą. Na szczęście to się robi bez notariusza. Przy okazji dostarczałam przegląd historyczny zmian wspólników i siedziby i notarialne wzory wszystkich podpisów.

Pod koniec procedury system stanął na wysokości zadania: wezwał do wyjaśnienia, dlaczego rejestrowany adres jest inny, niz w systemie REGON. Odpowiedziałam, że ponieważ rejestruję nowy adres...

Dodatkowo wezwano do złożenia dokumentów koncesji i pozwoleń na te dziedziny działalności wymienionej na 3 kartkach A4, które tego wymagają, bo mi ich nie wpiszą. Odpowiedziałam, że przepisy się zmieniają, na wpisach wymagających wtedy pozwoleń mi nie zależy.
W koncu przeszło.

Co ja dostarczyłam:

Koszt: 515 zł dla sądu, 35 zł odpis z rejestru, 100 zł notariusz, 15 zł znaczki pocztowe, 5 zł papier i tonery, 24 złote egzemplarz Monitora Sądowego i Gospodarczego. Dodatkowo: papier, biały mazak, długopis, ksera, wydruki, czas własny oraz na internecie i wścieklizna.


Stowarzyszenie:

Tu chodziło o zarejestrowanie nowego zarządu i poprawionego statutu.

Tym razem nie chcieli wszystkich kwitów założycielskich stowarzyszenia, które były w starym sądzie.

Tutaj atrakcją były pierdóły: na przykład tytuł prawny do lokalu. No więc firma udostępnia nieodpłatnie, po godzinach, pod warunkiem, że pracownicy - członkowie, itd... Ale obowiązkowo trzeba podać adres w piśmie. Bez wyraźniego podania adresu - nawrotka. Prawdopodobnie nawet, jeśli to prezes użycza 1/4m2 pod swoim łóżkiem na dokumenty: ma być napisany wyraźnie adres stowarzyszenia.

Inną pierdółą był brakujący dokument zatytułowany "Uchwała o wyborze zarządu i komisji rewizyjnej". Nie ważne, że u nas się wybiera zarząd i komisję rewizyjną a konstytuują się sami przy najbliższej okazji, ale "uchwała" ma być, w tym ma być dokładnie opisany tryb głosowania i stwierdzenie ważności wyborów. My dostarczyliśmy "protokół z wyborów" i "protokół z pierwszego posiedzenia". No, więc wyprodukowałam "uchwałę o...", bo akurat ja byłam wtedy redaktorką kwitów i to przeszło.

Wezwano nas do dostarczenia listy obecności uczestników walnego zebrania w dwóch egzemplarzach. My mieliśmy jeden, bo po co więcej? Zrobiłam ksero i podpisaliśmy z kolegą "za zgodność z oryginałem". Przeszło.

Nerwową pierdółą było nagłe wezwanie chłopaków z komisji rewizyjnej, by dostarczyli zaświadczenie o posiadaniu numeru PESEL. Skończyło się na tym, że chłopaki podali swoje PESELe, ja je spisałam i wysłałam do sądu. Przeszło.

Poważnym problemem, który wykluł się latem było zastrzeżenie Urzędu Miejskiego do naszych zmian w statucie i wezwanie do ustosunkowania się, czyli zmiany statutu w ciągu 2 tygodni. Latem. W wakacje. Niemożliwe.
Urząd Miejski nie zgadzał się na wprowadzony przez nas punkt, by zarząd mógł ustalać zasady nagradzania wyróżniających się członków - urzędniczka domagała się jego wykreślenia. Przy jego wprowadzaniu nam chodziło o to, by statut nie przypominał kodeksu karnego, bo punktów o karach i dyscyplinowaniu było aż za dużo, a o nagrodach ani jeden.

Prawnik, którego się radzono w tej sprawie, proponował punkt wykreślić, a do sądu napisać przeprosiny za błąd. Bez sensu - wyszlibyśmy na głupków. Niezgodnie ze statutem, bo do tego trzeba zwołać walne zebranie, a na to trzeba przynajmniej miesiąca od ogłoszenia.

Po wizycie w Urzędzie Miejskiem, okazało się, że chodzi tu o to, by nagrody nie były kanałem wypływu pieniędzy z organizacji. Nam jednak nigdy nie chodziło o pieniądze, ale raczej cukierki czy maskotkę dla dzieci. Uzgodniłam dopisek, że nagrody mają być "w formie dyplomów, odznak i drobnych upominków rzeczowych".
Do sądu napisałam, że po konsultacji z Urzędem Miejskim i przy zasadniczej zgodzie między nami, zgłaszam "poprawkę redakcyjną", uściślającą sporny zapis, która była skonsultowana z osiągalnymi mimo wakacji członkami, którzy na nią się zgodzili. Dodatkowo poprosiłam, by to uznano za niewymagające zwołania walnego zebrania na które powinniśmy dostać przynajmniej miesiąc. Przeszło.

Co dostarczyliśmy:

Po uściśleniu tekstu statutu powtórzyliśmy punkty 2. i 3. w takiej samej ilości kopii.

Koszt: 15 zł dla sądu, 35 zł za odpis, 15 zł na znaczki, 5 zł na papier i tonery, i na koniec czas i wścieklizna.


I to by było na tyle...

Na razie... 10.01.2002

Basia Głowacka jastra@ jastra.com.pl

P.S.
W czerwcu 2003 przyszedł komentarz od anonimowego pracownika jakiegoś sądu.
Za zgodą autora, polecam przeczytanie tutaj. Ogółem jest to tekst trochę pocieszający, ale... Zapraszam dalej

============================== Great Seal of
Gdansk with mediewian ship

index do strony początkowej / to begin page